Wiele wskazuje na to, że dopiero teraz, po kolejnej, tym razem historycznej porażce SLD kierowanego przez Leszka Millera, lewicowy nurt w polskiej polityce ma szansę zaistnieć.
Zjawisko, które zaskoczyło wielu, polegające na wyprowadzeniu SLD poza Sejm, nie powinno być żadnym zaskoczeniem. Analizując poczynania Leszka Millera w ostatnich latach, należy jednoznacznie stwierdzić, że to polityk porażki. Polityk, który przegrał pod rząd cztery kolejne wybory – do Europarlamentu, do samorządów, wybory prezydenckie i ostatnio parlamentarne. Wielokrotnie się przy tym kompromitując jako lider. Bo jak inaczej nazwać wystawienie w wyborach prezydenckich Magdaleny Ogórek, która o polityce nie miała i w dalszym ciągu nie ma zielonego pojęcia? Koalicja z nic w ostatnich latach nieznaczącym Palikotem i w konsekwencji wytypowanie Barbary Nowackiej, jako kandydatki lewicy na premiera – było posunięciem analogicznym i równie nieudanym, bo Nowacka, pomimo tego, że o polityce wie troszeczkę więcej niż Ogórek, nie ma i nie będzie miała charyzmy politycznego lidera.
Miller myśli i działa w sposób archaiczny, zupełnie nieprzystający już do dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości. Jest komunistycznym reliktem, który nigdy nie powinien ponownie trafić do SLD. Podobnie – spora grupa partyjnych działaczy SLD, którzy nie zauważyli, że PZPR już dawno przestała istnieć.
Porażka SLD jest paradoksalnie prawdziwą szansą na budowę polskiej lewicy. I taka lewica z pewnością powstanie. Czy będzie to formacja oparta o partię Razem, czy też o inne środowiska – tego jeszcze nie wiadomo. Pewne jest jednak, że lewica w Polsce będzie istnieć, bo polskie społeczeństwo takiej formacji oczekuje.